piątek, 25 listopada 2016

Wracam !

Dawno tutaj nie zaglądałem, a wydaje mi się, że nawet od średniowiecza. Powracam ! Odświeżam bloga i czas też na zrobienie nowego vloga. Jestem właśnie w Guangzhou i oczekuje na przylot mojego ojca który ma tu całkiem niedługo się zjawić. Oczywiście po paru problemach dotarłem do miejsca docelowego zwanego lotniskiem gdzie przycupnąłem na jednym z tysiąca krzesełek i przywitała mnie starsza śpiąca Pani soczystym bączkiem z dupy. Mam wrażenie, że sama go poczuła bo chwile później po incydencie przebudziła się. Najgorsza wiadomość jest taka, że po przebudzeniu zaczęła wpieprzać jakieś pakowane parówki które raczej nie przeciwdziałają wzdęciom, a wręcz przeciwnie. Kończąc temat gazowej babci może wytłumaczę jak chciałbym odświeżyć bloga. A mianowicie, chciałbym pisać codziennie post, czy będzie on długi czy też krótki - zawsze będzie pisany moim językiem. Nie będzie to łatwe wyzwanie z takiego powodu iż moje dni od poniedziałku do czwartku wyglądają bardzo podobnie - pobudka - uczelnia - biblioteka - dom - kima. Nie chciałbym też żeby posty codziennie wyglądały tak samo ale wiem, że na temat Chin można pisać codziennie co innego. Problemy które mnie dzisiaj spotkały to : karta która włożyłem do bankomatu, po czym spojrzałem na ekran gdzie było napisane, ze bankomat nie działa. Okazało się, że karta wpadła do środka bankomatu i najprawdopodobniej nie będzie możliwości jej wyciągnięcia. Obsrałem się kasztanowcem bo wszystkie pieniądze miałem na karcie, pociąg za pół godziny, karty nie mam, pieniędzy nie mam, mówię jestem w czarnej dupie, zagadałem z ochroniarzem pracującym w banku, poszedł na zaplecze pokrzyczał, pokrzyczał, wrócił z kartą. Amen ! Bóg nade mną czuwa - pomyślałem. Wychodząc z banku zadowolony jak dawno kiedy - pieniądze mam, kartę mam, na pociąg raczej się wyrobię. Wsiadłem na skuter i pomknąłem w siną dal w kierunku stacji kolejowej. Po drodze spotkał mnie kolejny problem - całą droga wyjazdowa z mojej dzielnicy rozkopana. Jak wyjechać? Taksówke może złapie ale czy zdążę? Długo się nie zastanawiając przemknąłem między dziurami wydostając się na główną drogę prowadzącą do "chińskiego PKP". Dojechałem. I zdążyłem. Po drodze spotkałem oczywiście nowych znajomych - Chińskie małżeństwo mieszkające od dawien dawna w Los Angeles których zapytałem czy orientują się o której godzinie zamykają metro w Guangzhou. Odpowiedź brzmiała do 11. Od razu wiedziałem, że czeka mnie kolejny problem, a mianowicie wysiąść z pociągu miałem o godzinie 22.35, lotnisko na drugim końcu olbrzymiego miasta, a ja jeszcze musze się przesiąść, więc długo się nie zastanawiając wyleciałem z pociągu i wsiadłem do metra tak żeby zawiozło mnie jak najbliżej lotniska, wiedząc, że nie wyrobie się na metro które docelowo jedzie na lotnisko. Dojechałem do ostatniej stacji i wyszedłem jako jedna z ostatnich osób, przy wyjściu oczywiście sto tysięcy prywaciarzy którzy Cię zawiozą gdzie sobie tylko zamarzyłeś/aś, a tak serio to wyrżną Cię na hajs i zawiozą do połowy drogi. Wyszedłem w poszukiwaniu autobusu lub jakiegokolwiek innego środka transportu. Autobus - za późno, taksa - 60 yuanów, nie ma nic, mówię no żeby to chuj, przecież nie będę stał jak idiota i czekał na metro które ruszy o 5 rano. Wróciłem do punktu wyjścia szukając prywaciarza który zawiezie mnie za mniej niż 60 yuanów (ok. 35 zł). Cena zaczęła się od 80, skończyła na 50 (twarde skurwysyny). Wsiadłem i po ok. 30 minutach dotarłem do dość dużego lotniska na którym jedyne co jest otwarte to KFC ( zaznaczam, że jest 3.40 w nocy ). Jako, że jest dość późno wybaczcie błędy. Jutro może coś więcej na temat bączków w miejscach publicznych i innych dziwnych sytuacjach. Z nadzieją, że dzisiaj nie spotka mnie jeszcze gorsza sytuacja kończę tego posta, czekam dalej na ojca i odpoczywam. Do jutra ! :)